╓── DSC-666 ╟── termounklearna_kapsuła ╟── system: Debian PSR B1919 unstable ╟── dziennik: /dsc/archive/luna ╟── lokalizacja: Księżyc ╟── data: Sol430/2450/29/11 ╙── -.. ... -.-. -....- -.... -.... -.... >> krótka wizyta na Księżcu. nikt normalny nie zapuszcza się tutaj z własnej woli, czy dla ralaksu. obecnie na Księżycu, pod wysłużonymi, potężnymi kopułami znajdują się wyłącznie siedziby firm parających się zlecaniem eksploracji zasyfionej Ziemi, w poszukiwaniu starodawnych elektronicznych artefaktów; wciąż w Międzygalaktyce są obrzydliwie bogaci kolekcjonerzy i snoby, którzy zapłacą naprawdę grubą kasę za kalkulator logarytniczny, sprawny telewizor plazmowy, czy inne starocie, o których zapomniał współczesny [wszech]świat... w podziemiach podniszczonych firmowych budynków znajduje się labirynt starych pokopalnianych labiryntów, gdzie kwitnie squatting. outsiderzy i grupy hakerów zajmują stare hale magazynowe, organizując w nich swoje cyber-meliny. do jednej z nich właśnie się wybieram... >> solidne, stalowe drzwi otwierają się przede mną i Skitem, po tym jak skaner prześwietla moją gębę. podaję też nasze stare hasło, jeszcze z czasów wspólnych szaleństw... wchodzimy, a Sikt wyprzedza mnie i biegnie przede mną, a jego tytanowe łapy stukają o brudną podłogę korytarza. Skit, to mój robopies, towarzyszący mi od... kurwa, nie pamiętam! od zawsze! dzielny psiak otrzymał nowe życie, gdy kilka dni temu wymieniłem mu cały soft na NetBSD, wgrałem bacup'owane dane od chwili, gdy stałem się jego właścicielem. Skit wydobył z siebie modulowane szczeknięcie bullteriera i zamrugał diodami oczu... >> kumpel nawet nie miał ochoty na specjalne targowanie się ze mną - widocznie towar pali mu się w rekach i chce się go pozbyć... kupuję od niego grafenowe integratory używane w biowszczepach, a służące - z grubsza rzecz ujmując - do generowania i przechowywania lewych certyfikatów lotu, pozwoleń na handel, fałszywych tożsamości, czyli do tego, bez czego żaden anarcho-włóczęga w Międzygalaktyce nie jest w stanie "normalnie" funkcjonować. płącę kredytami honorowanymi w całym międzygalaktycznym syfie, dostaję w prezencie piersiówkę syntetycznego killer-bimbru o potężnej mocy. żeganm się i zmywam się z tej podziemnej nory. >> - Skit, do nogi, złomie! - wołam i uśmiecham się. usiadłem na jakimś rozpieprzonym kontenerze transportowym i wgapiam się w krajobraz poza kapsułą... aż po horyzont mrowie starych, wygaszonych szybów kopalnianych straszących przy każdym większym księżycowym kraterze. kosmiczna, industrialna szarość i upiorny bezruch. wyjmuję piersiówkę i robię solidnego łyka bimbru - 75% mocy rozlewa się po moich flakach. gapię się w horyzont... - Skit, graj Amebix! - wydaję polecenie, a z głośników po obu stronach łba mojego robopsa zaczynają się sączyć dźwięki z płyty Monolith... Amebix na Księżycu... takie zjebane czasy...